19 07 14 - maraton nad Balaton
Dobry wieczór,
na koniec, a raczej początek tygodnia, zgodnie z zapowiedzią, prezentuję zdjęcia z wycieczki którą zaplanowałem zimą, a wykonałem wiosną. Towarzyszyła mi w niej zacna Towarzyszka. Jest to osoba o niejednym talencie, do ich zbioru można zaliczyć dobre oko fotograficzne. Jeśli w niniejszym poście pojawią się jakieś dobre zdjęcia, jest całkiem prawdopodobne że wykonała je właśnie ona.
Celem było przejście szlakiem znad jednego wodnego zbiornika, ku drugiemu, trzymając się wody.
Obydwa zbiorniki usytuowane są na terenie prawobrzeżnej Warszawy - rozpoczęliśmy na północnym brzegu Jeziora Kamionkowskiego, dotarliśmy nad jezioro Balaton.
Zdjęcie z miejsca w którym przywitaliśmy się z pierwszym z jezior na naszej trasie.
Jezioro Kamionkowskie, choć całkiem spore są jego rozmiary, znajduje się niejako w ukryciu. Od strony Alei Zielenieckiej jest zasłonięte zielenią drzew i krzewów. Od strony ulicy Grochowskiej - masywnymi budynkami, wśród nich - fabryką czekolady.
Jezioro przylega do nie mniej kamionkowskich błoni, miejsca dla historii mierzonej koronami dość istotnego, gdyż odbywały się tam elekcje królów polskich. Wyobraźnia, która nie znosi pustki, w otwartej przestrzeni sielskich pól potrafi narysować czeredę bogato gestykulujących panów w kontuszach. Teraz jednak miłośnicy biesiad i rozmów na ważkie tematy wolą przesiadywać w cieniu, w ogródkach piwnych Parku Skaryszewskiego.
Po drodze, w ramach rozrywek człowieka oderwanego od przyrody, zastaliśmy drzewo oblegane przez małe rybki, oraz trzciny z których dobiegały interesujące odgłosy, których pochodzenia nie dało się do końca zidentyfikować. Przeważyła gęstość trzcin.
Dopiero gdy przebyliśmy całą długość jeziora, zorientowaliśmy się, że ominęliśmy je nie od tej strony, od której pierwotnie zamierzałem. Po korekcie kursu, przeszliśmy przez Aleję Waszyngtona i dotarliśmy na odcinek Kanału Wystawowego płynący przez Saską Kępę. Kanał biegnie sobie między ogródkami działkowymi a osiedlem mieszkaniowym, a jego nazwa jest świadectwem międzywojennych dziejów rozrastającej się wówczas tkanki miejskiej.
Szlak wodny doprowadził nas do szyldu którego oprawie graficznej nie byliśmy w stanie się oprzeć.
Kanał poprowadził nas dalej, na odcinek gdzie płynie między dwiema parcelami ogródków działkowych.
Dobiegły nas tutaj całkiem interesujące odgłosy. Hałaśliwe, a dobiegające z małych głosowych ośrodków.
Otóż grupa żab, o całkiem słusznych rozmiarach, zdecydowała się na wykorzystanie terenu pod na wskroś majowe aktywności. Ponieważ Towarzyszka ma sentyment do tych stworzeń, postanowiliśmy spędzić trochę czasu w ich towarzystwie. Staraliśmy się być dyskretni, ponadto od zbiornika w którym przebywały, dzielił nas stromy brzeg i barierka. Gdy zdecydowaliśmy się pozostawić je same sobie, echo ich odgłosów jeszcze długo niosło się za nami.
Z tych baloników biegnie dźwięk niosący się po całym betonowo-trawiastym wąwozie
Idąc dalej na południowy wschód, przeszliśmy pod mostem na Alei Stanów Zjednoczonych. Wkroczyliśmy na kolejny rejon Pragi Południe - znaleźliśmy się na Gocławiu, a kanał rozszerzył nurt i wpłynął do Jeziora Gocławskiego.
Zbiornik ten powstał w rezultacie działalności człowieka, zarazem stał się doliną zieleni i miejscem gdzie doświadczyć można choć odrobinę styczności z naturą. Upodobało go sobie ptactwo wodne, ryby, a także cieszące się intymnością w trzcinach płazy bezogoniaste.
Specyfikę miejsca wzbogacają ciekawe obrazy, powstałe gdy pobliskie bloki odbijają się w wodzie, dzięki czemu można oglądać podwodne miasto i zastanawiać się nad tym, jak się żyje podwodnym ludziom.
Osobom zaznajomionym z legendami z wschodniej części naszego półwyspu pełniącego rolę kontynentu, może przyjść na myśl legenda o mieście Kitież, które uniknęło zagłady z rąk najeźdźcy przez zapadnięcie się w wodę.
Oby jednak Gocławia nie czekał los Kitieży, niech egzystencja bliźniaczych miast po obu stronach wodnej tafli trwa nadal niezmącona.
Dla porządku wspomnę, że skądinąd słychać głosy iż bardzo podobny do wspomnianej legendy jest utwór Adama Mickiewicza "Świteź".
Kontynuujemy teraz wyprawę w górę wód dobiegających z Wisły. Kanał wiedzie nas zielonym szlakiem wzdłuż osiedla i doprowadza nas do celu naszej podróży- jeziora Balaton.
Na brzegu Balatonu wita nas kościół pod wezwaniem św. Apostołów.
Zyskało ono swoją nazwę w nawiązaniu do węgierskiego jeziora Balaton. Największe jezioro u naszych bratanków nazywane jest "węgierskim morzem". Swoją filię otworzyło także na warszawskim Gocławiu, gdzie powstało jako niezagospodarowany zbiornik na nowo wybudowanym osiedlu. W roku 2010 na brzegu jeziora oficjalnie otwarto park.
Jak widać, rozmiar owej wodnej przestrzeni zachęcić może do jej bliższego zapoznania. Służą temu rowery wodne, które można wynająć przy gastronomicznym zakładzie na północnym brzegu jeziora. Ten wariant jeszcze czeka na wypróbowanie.
A oto obraz służący jako zdjęcie w tle niniejszego bloga.
Jak widać na załączonych obrazkach, jezioro posiada również port kosmiczny, niewątpliwie oczekujący na moment, kiedy gwiezdny program Rzeczypospolitej ruszy z kopyta i weźmie przestrzenie Uniwersum szarżą nie ustępującą pochodom konnych, skrzydlatych wojowników.
W parku rozwinęły się także pnącza na pergolach, tworząc ustronne miejsca dla tych, co chcą w spokoju popływać wzrokiem po lustrzanych, odbitych w wodzie przestrzeniach.
Zaiste, była to wycieczka po miejscach które nie należą do tej samej kategorii wagowej co siedem cudów świata, jednakowoż, na moją własną wyobraźnię działają one w sposób jak najbardziej wystarczający. Co z tego wyniknie - zdradzę kiedy indziej.
Co jakiś czas pozwolę sobie zaprezentować zdjęcia z tej wycieczki, których nie umieściłem w niniejszym poście.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do kolejnego tekstu, gdzie w ramach odklejenia od rzeczywistości bez wyrzutów sumienia, rozwinięta zostanie tematyka pewnego nieistniejącego materialnie ludu o spiczastych uszach.
Na koniec - trochę wodnej fauny zamieszkującej gościnne wody Balatonu
A już myślałem, że biegłeś na Węgry ;)
Nie mam takiego osiągnięcia, ale biegłem na Węgrzech. Autokar na objeździe miał odjechać z dworca Budapest-Keleti, ale jednak odjechał z Budapest-Nyugati. W ostatniej chwili dobiegłem i nie musiałem kupować biletu do Nagyvarad (Oradei)
Miałem podobny bieg w Wilnie, ale nie zdążyłem i nieoczekiwanie wizyta się przedłużyła.
!tipuvote 1 hide
Congratulations @avarski!
Your post was mentioned in the Steem Hit Parade for newcomers in the following category:
I also upvoted your post to increase its reward
If you like my work to promote newcomers and give them more visibility on the Steem blockchain, consider to vote for my witness!
Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora #pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu publikowanym na koncie @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!
Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.