My Actifit Report Card: 28 luty 2022

Nie ma to jak wypocząć w niedzielę, po to aby w poniedziałek mieć zwariowany dzień. Ale od początku.

O 4 rano mieliśmy pobudkę, coś dziwnego stało się kotu. Zaczął szaleć, miauczec jak szalony i w końcu próbować coś zwrócić. Po godzinie kot padł, ledwo oddychał i prawie się nie ruszał. Zadzwoniliśmy do naszej weterynarz. Przychodnie miała otwarta od 10 ale kazała jechać z nim teraz o 7, ona też już wsiada w samochód i mieliśmy spotkać się na miejscu.
Zawieźliśmy kocurka i musieliśmy go zostawić żeby wrócić do domu wyszykowac syna do szkoły i córkę do przedszkola. Z tamta pojechaliśmy do weterynarza. Okazało się że kot prawdopodobnie musiał zjeść coś z trutka, lub ktoś go podtruł. Płukanie żołądka, kroplówki. Biedak, tak mi było go szkoda.

To nie koniec. Zadzwonili że szkoły żeby przyjechać bo Wojtek płaczę ze go strasznie bolo brzuch. Pojechałem szybko po syna a z tamtąd do lekarza, wpadłem do przychodni i poprosiłem jakiegoś lekarza do samochodu bo nie mogłem wyciągnąć go same y z auta(k...a ta moja ułomność). Przybiegła moja doktorową, jak zobaczyła ze to ja szybko podbiegła do mnie. Razem jakoś udało się Wojtka wyciągnąć z auta. Zabrali go do zabiegowego i najpierw dali coś przeciw skurczowego. Po 5 minutach już było lepiej. Dokrorowa zaczęła go badać. Powiedziała za jak za 10 minur nie będzie poprawy wzywamy pogotowie. Przestraszyłem się i pomyślałem o kocie. Może to nie trutka tylko coś w domu co najpierw zjadł syn potem kot.

Minęło następne najdłuższe 5 minut, Wojtek przestał płakać i już sam się wyprostował. Doktorową powiedziała że jest lepiej i obejdzie się bez szpitala. Kamień mi padł z serca, o mały włos nie wybuchł bym płaczem. Mój synek.

Po pół godzinie doktorową znów go przebadała, miał twardy brzuch, podała mu jakieś leki i powiedziała że prawdopodobnie zatrzymały mu się gazy.

Spędziłem tam ponad godzinę, cieszę się że trafiłem na moją doktorową. Uważam ją za najbardziej kompetentną osobę. Wojtek już stanął na nogi i mogłem zabrać go do domu.

Pojechaliśmy do weterynarza, bo był po drodze. Kot był pod kroplówką, żona jak zobaczyła Wojtka popłakała się. Nie informowałem jej na bieżąco, nie chciałem żeby przeżywała to tak samo jak ja. Powiedziałem jej tylko ze jadę do lekarza i zadzwonię jak wyjdziemy.

Weterynarka stawała na głowie żeby ratować kota, oprócz kroplówki co chwilę waliła jakieś zastrzyki, żeby tylko kota utrzymać przy życiu. I tak zleciało do 15. Wsiadłem z Wojtkiem w samochód i pojechałem po Amelkę. Zawiozłem dzieciaki do domu i zadzwoniłem do córki z zapytaniem czy mogła by przyjechać do dzieci. Niechcialem ich zostawiać samych w domu.

Córką przyjechała, znów pojechałem do weterynarza, Kitek już był przytomny i zaczynał miauczeć. Weterynarka powiedziała żeby się nie cieszyć. To efekt zastrzyków wzmacniających. Ważna będzie noc. Jak przetrwa to przeżyje. Zapytała czy damy radę robić mu zastrzyki. Ja nie miałem z tym żadnego kłopotu, więc mogliśmy go zabrać do domu.
Było już dobrze po 19. Byliśmy zmęczeni. Po 20 byliśmy wszyscy w łóżkach. Wstawałem do kota 3 razy w nocy, robiłem zastrzyki. Musiałem o 2 rano obudzić żonę. Kot nasikal pod siebie i był cały w siuskach. Śmierdział niesamowicie. Nic nie chciałem żonie mówić ale czarno to widziałem. Ostatni zastrzyk zrobiłem mu o 4 rano. Kot był nieprzytomny. Sprawdziłem czy żyje, bo miałem wrażenie że odszedł.

Obudziliśmy się o 8 przywitało nas głośne miau, siedzącego Kitka przy misce. Dzieci też szybko zeszły z góry i zaczęło się przytulanie i głaskanie. Udało się uratować kota. Wydaliśmy nie mało bo połowę pieniędzy przeznaczonych na wakacje. Trudno, uratowaliśmy członka rodziny. Tylko to się liczy. Pieniądze jakoś się uskłada. 😀
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io

Daily Activity