HOKEJ. Refleksje po Baltic Challenge Cup i kobiece kwalifikacje olimpijskie (przeczytanie zajmie ok. 3 min.).
Polscy hokeiści zakończyli wczoraj swój udział w estońskim turnieju. Zdobycie pucharu nie jest wielkim wyczynem, rzekłbym, że było to obowiązkiem polskiej reprezentacji, nawet zważywszy na skład jaki udał się do Tallina. Za rywali bowiem mieliśmy ekipy klasyfikowane w hokejowej hierarchii niżej od naszej drużyny. One też nie wystąpiły w swoich pierwszych garniturach. Najbliżej jeszcze było do tego gospodarzom turnieju. Pozornie tylko Łotysze powinni wyglądać na groźnych, wszak to ekipa regularnie grająca w światowej elicie i igrzyskach olimpijskich. Tutaj zagrała reprezentacja oznaczona literką "B", a w rzeczywistości byli to hokeiści przygotowujący się do zimowej Uniwersjady, czyli akademickich igrzysk, która ma odbyć się w Lucernie.
Patrząc na kolejne spotkania wyraźnie widać było przewagę polskich hokeistów nad swoimi rywalami. Nie ma co tu opisywać kolejnych popisów strzeleckich Polaków, wystarczy tylko podać wyniki i zamieścić skróty tych meczów:
Polska - Litwa 11-3 (1-2,3-0,7-1)
Łotwa B - Polska 4-8 (0-2,2-1,2-5)
Estonia - Polska 1-8 (0-4,0-3,1-1)
Kilka słów podsumowania tego turnieju. Tak jak pisałem w zapowiedzi miał on posłużyć selekcjonerowi przeglądowi młodszych kadr. I to założenie zostało w pełni zrealizowane. Kilku hokeistów zaliczyło swoje reprezentacyjne debiuty, a ze względu na wysokie wyniki wielu z nich zaliczyło również swoje pierwsze trafienia w kadrze. Ofensywnie wyglądała ta gra bardzo atrakcyjnie. Dopisała też skuteczność, na co można było narzekać wcześniej. Wystarczy napisać, że w ostatnim spotkaniu z Estonią, po dwóch tercjach to gospodarze oddali więcej strzałów, a wynik brzmiał 0-7. Słaby bramkarz, słaba obrona? Pewnie też, ale jednak decydującą rolę odegrała własnie skuteczność.
Pozostając jeszcze przy aspektach ofensywnych, nieźle wyglądały nasze przewagi. W tym elemencie Polacy zdobyli w sumie 5 goli (w tym 3 w meczu z Łotyszami), ale nie tylko to się liczy. Widać było pomysł na rozegranie tych przewag, choć jak zwykle, przyczepić się można do gry na bramkarzu rywali, co w dzisiejszym hokeju jest elementarzem, prowadzącym do zdobywania coraz większej liczby goli. Ale to jest bolączka całeo polskiego hokeja, bo w naszej lidze też ten element kuleje. Tylko niektórzy szkoleniowcy zwracają na to baczną uwagę.
Do poprawy z pewnością pozostaje gra w defensywie. Ilość straconych bramek, ale też łatwość dochodzenia rywali do tzw. high danager chance, powinien zwrócić uwagę trenera. Jasnym jest, że odmłodzony skład chciał przede wszystkim pokazać efektowną, ofensywną grę, ale jednak zwrócenie uwagi od samego początku na dyscyplinę taktyczną na tyłach jest bardzo ważne. Wszak to tym elementem wygrywa się dzisiaj ważne mecze i poważne turnieje. Wiadomym przecież jest, że nie będą nasi hokeiści osiągać takich rezultatów w czasie mistrzostw świata w Katowicach.
Podsumowując. Dobrze, że taki turniej się odbył, jeszcze lepiej, że Robert Kalaber zabrał na niego przede wszystkim hokeistów młodszych, aspirujących do gry w kadrze, a już teraz wyróżniająych się na taflach PHL. Ma dzięki temu szerszy pogląd na bezpośrednie zaplecze kadry. Mógł również poznać tych chłopaków od strony osobowej, bo przecież kilka ładnych dni z nimi spędził na zgrupowaniu i samym turnieju. Można więc oczekiwać, że kilku z tych hokeistów może znaleźć się na kolejnych zgrupowaniach, już bardziej przygotowujących reprezentację do najważniejszej imprezy w sezonie.
Nasze Panie dostają łomot
Taki nagłówek tego akapitu nie jest "od czapy". Wszak nasze hokeistki w dwóch pierwszych meczach olimpijskiego turnieju kwalifikacyjnego otrzymały dwukrotnie srogie lekcje kobiecego hokeja. A tak się dobrze rozpoczął mecz z Węgierkami. Po 10 minutach to Polki prowadziły 1-0. Później było już tyko gorzej. O ile mecz w pierwszej tercji można, od biedy, grę nazwać wyrównaną, to kolejne odsłony pokazały jednak znaczną wyższość rywalek. W sumie skończyło się 1-11, co na tamtą chwilę stanowiło najwyższą w historii kobiecej reprezentacji Polski porażkę.
Spotkanie z gospodyniami turnieju w Chomutovie pokazało jak wiele dzieli polskie hokeistki od drużyn z pogranicza elity. Czeszki od początku do końca zdominowały nasze Panie, przewyższając je w każdym elemencie hokejowego rzemiosła. Wynik? 0-16 i tylko trzy strzały na bramkę Czeszek. No cóż, taka jest rzeczywistość. Dużo pracy czeka jeszcze nasz rodzimy hokej kobiecy, żeby choć spróbować nawiązać walkę z takimi rywalkami. A to przecież jeszcze nie jest szczyt kobiecego grania w hokej na lodzie.
Dzisiaj jeszcze czeka polskie hokeistki spotkanie, rzec by można, o honor z Norwegią. Dla nich ten mecz będzie miał podobny charakter. Dla polskich hokeistek jest to jednak przede wszystkim nauka, bo do tej pory nie miały okazji zagrać z tak wysoko klasyfikowanymi reprezentacjami. Norweżki zagrają w tym sezonie w grupie IA światowego czempionatu, a Polki o poziom niżej. Trzeba więc docenić fakt, że w pierwszej rundzie kwalifikacji pokonały Holenderki, które zagrają na tym samym poziomie, co Norweżki. Z dywizji Polek do finału olimpijskich kwalifikacji dotarły jeszcze tylko Koreanki z południa i też wczoraj poniosły sromotną klęskę 0-15 ze Szwedkami.
W sumie więc należy miec nadzieję, że dla polskich hokeistek wypłyną z takich spotkań pozytywy, które uda się wykorzystać właśnie na wiosnę, kiedy rozegrane zostaną mistrzostwa świata dywizji IB w Katowicach-Janowie. Nie należy wyśmiewać naszych Pań, a właśnie wspierać i pokazywać, co trzeba robić, by ich gra wyglądała lepiej, by można było robić kolejne kroczki w ich sportowym awansie.